Ostatni mecz Polonii na własnym stadionie był dobrym piłkarskim spektaklem. Ale jak mogło być inaczej, skoro w tych zawodach było wszystko: dużo bramek, jeszcze więcej podbramkowych spięć i bramkarskich interwencji z obronami rzutów karnych włącznie, czyli to, na co czekają kibice. Jednym z bohaterów tego spotkania był Mateusz Wawoczny. Od pierwszych akcji wykazywał aktywność i ochotę do gry, co uwiecznił zdobyciem trzech goli, czyli hat - tricka.
- Grało mi się dobrze. Łatwo zdobywałem piłki, łatwo dochodziłem do pozycji strzeleckich. Może za łatwo. Tak było w 29 minucie meczu, kiedy mogłem "ustrzelić" klasycznego hat - tricka, czyli trzy bramki z rzędu w jednej połowie meczu. Łatwość z jaka doszedłem do pozycji sam na sam z bramkarzem chyba mnie ogłupiła i przegrałem ten pojedynek. Szkoda, ale co się odwlecze, to jeszcze przede mną. To mój drugi hat - trick w piłkarskiej karierze i mam nadzieję, że nie ostatni - powiedział po meczu jego bohater. Można tylko dodać, że ta piłkarska wiosna jest dla Mateusza bardzo udana i może wreszcie sportowy pech tego utalentowanego zawodnika opuścił.