Polonia remisem 1:1 z Beskidem w Skoczowie, podtrzymała dwie serie. Pierwszą, z bieżącego sezonu - rozegrała siódmy mecz z rzędu bez porażki w rundzie jesiennej, drugą, mniej chlubną - nadal nie wygrała w Skoczowie. Generalnie był to trudny mecz. Gospodarze drużynie z czoła tabeli przeciwstawili ogromną wolę walki, utrudniając tym samym podopiecznym Marka Mazura i Michała Majsnera grę. Z kolei goście widząc, że meczu nie mogą wygrać, zrobili wszystko, żeby go nie przegrać. I nie przegrali.
Początek meczu toczył się pod dyktando Polonii. W pierwszej, trzeciej i piątej minucie doszło do gorących spięć pod bramką gospodarzy, ale zdołali się oni wybronić. Po siedmiu minutach uporządkowali grę i w dziewiątej oraz 12 minucie wyprowadzili groźne kontry, ale skończyło się na strachu na ławce Polonii. Ta w 19 minucie zrewanżowała się kontrą, którą minimalnie niecelnym strzałem głową zakończył Gielza. Dwie minuty później walkę o piłkę w środku pola przegrał Wójcik, ta trafiła do Małojurka, który znalazł się w sytuacji „sam na sam” z Rafałem Franke i celnym strzałem dał gospodarzom prowadzenie. Po tym golu nastąpił okres optycznej przewagi miejscowych, którzy agresywnym kryciem, zmusili gości do niedokładnych podań i strat piłki. Odpowiedzią Polonii na taką grę była główka Łęszczaka po rzucie wolnym w 38 minucie, po której piłkę efektowną paradą obronił Trojanowski. I kiedy wydawało się, że przed przerwą nic się nie zmieni, Polonia w doliczonym czasie gry zaatakowała. Z prawej strony zacentrował Badura, po przeciwnej stronie piłkę przejął Wójcik, zagrał wzdłuż bramki, a tam przy słupku znalazł się Gielza i głową skierował piłkę do siatki. Sędzia już gry nie wznawiał. Była to klasyczna bramka „do szatni”.